Mnie samą zastanawia pustość w mojej głowie od jakiegoś czasu, od czasu zapoczątkowania się wiosny. Co widać wyraźnie na tym blogu. Z jednej strony można powiedzieć, że to skutki całodziennej i codziennej pracy, pracy, pracy rolnika, jak co roku, jak co sezon ciepły, zrozumiałe. Z drugiej strony można dodać, że może wiek robi swoje? Nie byłabym zdziwiona.
Tym niemniej mam pewne samoobserwacyjne wnioski wstępne. Nie dzieją się jakieś cuda niewidy, wibracje takie czy owakie z kosmosu zmieniające ciało i duszę, jak to lubują się w tym niektórzy wtajemniczeni internetowo ezoterycy twierdzić tak. A raczej lata zamieszkiwania na ziemi z ziemią jako podstawą i w tle i w celu są bazą takiego wypustoszenia umysłu. I serca w gruncie rzeczy też. Tylko nie mylić ze zobojętnieniem. To raczej wyczyszczenie z wszelkich fałszywych uczuć i związków sentymentalnych i hormonalnych. O to dobre, w końcu czeka mnie kolejna faza hormonalna w życiu, jak to bywało w okresie dorastania.
Zanik gwałtownych burz i nawałnic, których zaliczyłam mrowie przez 5 dziesiątków lat spowodował, że jeśli się jakoś teraz czuję, to jak rosnące drzewo. W ciszy. Nie inaczej. Weszłam w rytm ziemi, przyrody, pór roku, miesięcy, faz księżyca i dni. Żyję w zgodzie z rytmem zwierząt, którymi się opiekuję i hoduję je dla siebie jako nagrodę za opiekę, za ich zgodą. W rytmie zmian pogody i flory. Owa pustość przychodzi sama, gdy się wtopić i zatopić i dać unosić rytmom podstawowym. Uświadomiłam to sobie w czasie spotkania AS-ostwa.
Było rosolińsko-wesołomlecznie bajecznie, potem spokojnie i bez zdziwień (przynajmniej z mojej strony, bo puściłam wszystko na żywioł dziania się samoistnie wszystkiego), a jeśli już to właśnie ta różnica rytmów, ludzi z miasta świata i mnie wioskowej (wiosecznej). Uderzyła mnie. Ale i dała się odczuć w nocy, jako szczególny stan. Nie opiszę go, bo się nie da, zaznaczam go dla siebie, że był wtedy i pewnie był tym spowodowany.
Tak jakby sklejały się dwie części mnie-nie-mnie, dolna z górną, o różnych wartościach i parametrach, dlatego dopasowywanie się/nakładanie/podłączanie było zauważalne przez świadomość.
Czytam teraz od lat nie czytaną beletrystykę. Z codziennym zainteresowaniem i także dziwnym odczuciem. Wciąż nie umiem znaleźć wniosku, opisu, więc milczę. Ale odczucie jest takie, jakbym czytała książkę przez siebie napisaną i kompletnie wymazaną z pamięci... Dziwne jest w tym to, że mnie to wcale nie dziwi. Niektórzy ludzie są cząstkami jednej duchowej struktury. Chyba.